wtorek, 1 grudnia 2015

Taryfa ulgowa

Coś z czym walkę zaczęłam.
Mowa tu oczywiście o najmłodszym i jego przywilejach z racji wieku.
Sama do sytuacji kiedy to najmłodszy górą nad starszym rodzeństwem staram się nie dopuszczać, choć przyznać się muszę iż zdarzyło się, że nakazałam Myszorce dać mu "coś" co ona miała a on koniecznie to chciał bo ryk jak by ze skóry obdzierali.
I gadka bo on malutki, bo nie rozumie itp.
Początkowo starszaki jakoś specjalnie się nie buntowały, ustąpiły i było ok.
Jednak z czasem i wiekiem wymuszenia ze strony najmłodszego nabrały na sile, wszystko co dzieciaczki miały on musiał też a, że wiedział iż płacz zawsze skutkował no to ryk i cel osiągnięty.
Najmłodszy się uspokoił bo dostał co chciał, jednak starszaki naburmuszone, obrażone Misiek dostaje czego chce. 
I niestety tak faktycznie było.
Jednak koniec!
Dzieć już na tyle duży i kumaty i są pewne granice.
Nie wszystko może w swe łapki dostać, nie wszystko może mieć a wymuszaniem więcej u mnie nic nie zdziała.
No właśnie, u mnie.
Bo z ojcem to zupełnie inna bajka.
Misiek najmłodszy, Misiek malutki i według tatusiowych zasad taryfa ulgowa cięgle obowiązuje.
Dzięki temu po powrocie taty z pracy dziecię uśmiechnięte, zadowolone a że w pokoju obok córka która w złości potrafiła wykrzyczeć, że brata nie lubi nie było już istotne.
Więc walkę z tym zaczynam. Takie same zasady mają obowiązywać WSZYSTKICH bez wyjątku na płeć czy wiek :)
Mimo iż każde z nas ma odmienne zdanie co do wychowania i szanujemy je wzajemnie to w tym przypadku będę nieugięta bo momo tego, że najstarszy bardziej wyrozumiały Myszorka nie raz odbierała takie zachowanie jak większą miłość do najmłodszego niż do niej.
Tak oczywiście nie jest i nie chcę aby którekolwiek takie odczucie miało.

niedziela, 22 listopada 2015

Żalić się miałam / sukces odpieluchowania :)

Teściowa temat rzeka i taka też notka ma była.
Była lecz nie będzie.
Olewkę w tej chwili mam bo nerwów szkoda mi tracić.
Siedzę na razie cicho i czekam...
A na co? to się okaże niebawem a wtedy wojna nie wykluczona :)

I teraz wreszczcie, nareszcie pochwalić się muszę, że dzieć mój najmłodszy pieluch się pozbył na dobre :) Troche to trwało jednak dumna z Syna jestem,w momencie kiedy matka odpuściła on sam załapał :) Woła za każdym razem, jedną wpadkę tylko ma kiedy to  nie zdążyłam go rozebrać.
Noce również suche
HURA!!!!
Wspomnieć też muszę, że i wózek całkiem na odstawkę poszedł.
Trochę mi szkoda, bo wygodniej (dla mnie) było i szybciej do szkoły i z powrotem obrócić.
Dziecko jednak zdecydowało inaczej, dzielnie maszeruje dodam, że ładny kawałek bo 1.5 km w jedną stronę a trasę tę pokonujemy 4 razy. Po cichu jednak liczę, że najmłodszemu się odmieni, choć przez zimę jeszcze przeciągnąć da radę.

Od jutra nowa organizacja dnia bo ostatnio jakby czasu mniej a może chęci i sił brak?
Czas zebrać się do kupy, ogaarnąć wszystko jak trzeba :)


niedziela, 15 listopada 2015

W skrócie co w trawie piszczy

Wracamy do świata żywych.
Dużo się działo.
Pasowanie na ucznia ma za sobą Myszorka, pierworodny 10 urodziny obchodził.
W szkole zebranie, u córci same pozytywy, dumna matka bo dziecię chwalone, starannie pisze i w ekspresowym tempie nauczyła się czytać, zachowanie bez zastrzeżeń.
Pierworodny też ok, z zachowaniem nie ma problemu, wykaz ocen również cieszy poza tą jedna jedynką z dyktanda, nawet angielski nie najgorzej, mimo wszystko jednak za wczasu na korepetycje posłałam, dobrze teraz zrozumie to później będzie mu lżej.
Dziecię w końcu książki polubiło, pochłania jedną za drugą, jego domowa kolekcja powiększa się w ekspresowym tempie a ja cieszę się ogromnie :)
Córci zaś różki urosły, rzecz jasna tylko w domu, jej humory nie raz potrafią z równowagi wyrowadzić, dosłownie o byle pierdoł nie po jej myśli jest foch, obraza, dupskiem świganie, obraza na cały świat - ręce opadają.
Najmłodszy... Niekończący się temat - choroby.
Dwa tygodnie, dwa antybiotyki.
Kontrola u kardiologa, szereg badań, wyniki gorsze od poprzednich.
Zmiana dawki leków, dołączone też nowe.
Następna wizyta w grudniu przed samymi świętami.
U matki zdrowie zaszwankowało, pobyt w szpitalu do tygodnia się przedłużył.
Los zadecydował, że więcej dzieci już nie będzie.

A następnym razema narzekanie, dużo narzekania, jak to sie mówi z rodziną najlepiej na zdjęciach a z teściową zwłaszcza.

sobota, 24 października 2015

Pusto...

W dalszym ciągu nie ma NIC.
Widocznie tak miało być.
Z mężem do wniosku doszliśmy, że więcej prób nie będzie - pozostaniemy w obecnym składzie.
A w poniedziałek stawiam sie w szpitalu.

niedziela, 18 października 2015

eh...

Intuicja mnie nie zawiodła.
Puste jajo płodowe czyli ciąża bezzarodkowa.
Skierowanie do szpitala.
Jednak tyle się naczytałam, że tydzień jeszcze poczekam.
W piątek idę prywatnie na kolejne usg potwierdzić bądź zaprzeczyć diagnozie.

środa, 14 października 2015

...

Dobre wieści niby są, ale jakoś nie do końca.
 Wewnętrzny niepokój nie pozwala się w pełni cieszyć ...
Czekam, cierpliwie czekam do piątku.

wtorek, 6 października 2015

:) :) :)

Ładny mi wieczór :)
Ale co poradzić gdy komputer posłuszeństwa odmówił - siła wyższa.
Już jednak wszystko na chodzie a i czasu trochę wygospodarować idzie to jestem.
Starszaki na dworze, lekcje odrobili, obiad zjedli i polecieli.
Najmłodszy wszystkie mozliwe zabawki na środku pokoju wysypał i wyjątkowo grzecznie się bawi.
Matka ogarnęła co ogarnąć miała i z kawą zasiąść mogła sobie pozwolić.
A co u nas?
Od najmlodszego zacznę.
W dzień mały diabełek się zrobił, w miejscu nie usiedzi, ciągle w ruchu, wariuje, głupkuje i ciągle się śmieje a matka kiedyś na zawał zejdzie.
Za to wieczory i noce to bajka :)
Różne metody usypiania były, większych problemów raczej dzieć nie stwarzał, jednak od jakiegoś miesiąca luksus.
Godzina 19.00-19.30 kąpiel, czytanie bajki, godz. 20.00 leki i kakao u mamy w łóżku.
Buziak matce, potem ojcu i bez najmniejszego problemu wędruje do siebie, w przeciągu max 10 min smacznie śpi do rana :)
No i gadać zaczyna wreszcie, nareszcie :)
Temat nocnika przemilczę powiem tylko, że opornie i pooooowolnie idzie.
O Myszorce wspomnieć muszę obowiązkowo, dumna jestem z niej strasznie.
W szkole pilna uczennica, chwali ją pani, grzeczna do tego. Bystra, mądra dziewczynka, a raczej panienka już. Wydoroślała jakoś :) Ubrania z postaciami z bajek porzuciła na dobre, 90 % zabawek podarowała kuzynce, pokój sama posprząta a i mycie naczyń jej nie straszne.
Ale ale, żeby nie było samych ochów i achów to dodam, że strasznie humorzasta się zrobiła, fochy o byle co nie są nam obce a kłotnie ze starszym bratem dosłownie o wszystko są na porządku dziennym.
No i najstarszy... pominąć nie wypada :)
Za miesiąc 10 lat, czwartoklasista nasz.
W szkole całkiem dobrze, pierwsze oceny w dzienniczku widnieją - 4 i 5 choć t3 jedna też jest.
I gdyby nie ten pieruński angielski co sen z powiek mych spędza było by ok.
Jak przez ostatnie 4 lata tak i teraz pierworodny z dziewuchami lubi trzymać, przepychanki, bijatyki omija z daleka.
W domu różnie i przeróżnie, narzekać jakoś specjalnie na niego nie mogę.

To by było na razie tyle, małżonek z pracy wrócił.
Następnym razem ciąg dalszy.

środa, 23 września 2015

:)

Nie jest źle.
Lekarza odwiedziliśmy, osłuchowo czysto - zwykłe przeziębienie
jednak ze względu na serduszko antybiotyk i tak przyjmować musi :(
Na szczęście na dzień dzisiejszy kaszel prawie ustał, katar jedynie odpuścić nie chce i męczy strasznie.
A winowajcą są wychodzące górne piątki, zawsze przy zębach jakieś choróbsko przyplątać się musi.
Tym razem na szczęście łagodniejsze.

Weszcie rytm dnia na stałe wyrobiony :)
Czas na wszystko się znajduje.
Wieczorkiem słówek kilka o mej pierwszoklasistce a teraz szybka kawa i lecieć po Myszorkę trzeba.


niedziela, 20 września 2015

Sezon chorobowy rozpoczęty :(

Kaszel paskudny, lejący katar i stan podgorączkowy dopadły najmłodszego :(
Jutro do lekarza po antybiotyk.
A dziś ciężka noc...

czwartek, 10 września 2015

Czasu brakło...
Na nowo trzeba było dzień zorganizować - udało się, na dzień dzisiejszy mam wszystko poukładane, zaplanowane. 
Wracamy do "normalności" jaką daje nam szkoła.
A póki pogoda dopisuje  południa spędzamy na dworze :)



Jaki to luksus skupić uwagę tylko na jednym dziecku, nie rozglądając się wkoło gdzie się reszta podziała :)
Więc łazimy tu i tam, najlepszym punktem jest park w okolicy szkoły, gdzie mogę najmłodszego z wózka swobodnie wypuścić a ten może latać do woli.
Koniec szaleńst, Myszorkę czas odebrać i kierunek dom, obiad.
Wraca najstarszy, dzieciarnia spałaszuje i pora na drzemkę najmłodszego podczas której starszaki lekcje odrobić muszą.
Powrót ojca, póxne popołudnie kolejny spacer ale już całą brygadą.
Kolacja, kąpiel i dzieciaczki do łóżek i tu pochwalić muszę najmłodszego, mimo godzinnej drzemki ok 14.00 wieczorkiem zasypia sam u siebie o 20.00 :)
Książeczka, nie koniecznie do czytania i lulu 

Weszcie czas wolny dla matki i ojca :)




niedziela, 30 sierpnia 2015

Odpieluchowanie - próba IV


U nas temat na czasie.
Mamy 3 próby, każda po tydzień za sobą.
Wszystkie nie udane.
Syn mój ma głęboko gdzieś nocnik i wszystko co z nim związane.
Odpuściłam, bo na siłę nie da rady, bo dziecko przyjmuje leki które mają działanie moczopędne a razem z nimi wypijane ogromne ilości płynów powodowały w ciągu 15 min nawet 5 par mokrych majtek które w ogóle nie robią na nim wrażenia i może bawić się dalej.
Jednak jak słysze gadanie wszystkich w koło to mnie szlag trafia, że duży chłpiec, że ciepło to tym bardziej powinnam działać, że "na siłę" przytrzymać aż zrobi, raz, drugi, trzeci i się nauczy.
I tak ciągle a ja ciągle tłumaczę, że przyjdzie czas.
W końcu dla świetego spokoju zrobiłam kolejne podejście, jednak inne niż wcześniej.
Kupiła matka drugi nocnik a misiowi założyła pieluchę :)
Zaczęła posadzać misia, potem synek sam mu pieluchę ściągał i sadzał, odwracałam na moment uwagę młodego i wody w nocnik nalałam, miś wstał a tam siusiu i brawo dla pluszaka, do "grubszej" sprawy służy nam plastelina.
Tak z 4 dni, dziś najmłodszy posadził misia a obok niego mama posadzila go, dziecko nie zwiało - pierwszy sukces.
Na razie jedyny bo nocnik pusty a po chwili gatki mokre i tak za każdym razem.
No cóż, pierwszy dzień, na razie się nie poddaję, będziemy próbować nadal, jeśli dzieć zwiewać z gołą pupą już nie będzie może a nóż się uda.
O sukcesie wspomnę, porażkę przemilczę :)

czwartek, 27 sierpnia 2015

Jestem mamą

Jeszcze za czasów szkolnych a dokładniej gimnazjum, na jednej lekcji pan od niemieckiego "wróżył" nam przyszłość. Każdy uczeń mówił kim chciałby być w przyszłości a potem on przedstawiał swoją wizję.
Przyszła kolej na mnie, ja zawsze dobra uczennica z ambitnymi planami - medycyna mi sie marzyła, skończyć szkołę, potem liceum, studia... zostać lekarzem.
Wizja owego pana była zupełnie inna.
Lekarzem nie będziesz, widzę cię w domu z mężem i dziećmi.
Buntowałam się wtedy, no bo jak jakiś facet może wiedzieć co ja w życiu robić chcę, kim zostanę, jak wszystko się potoczy.
Skończyłam gimnazjum, poszłam do liceum tak jak w planach swoich miałam.
W między czasie poznałam swojego obecnego męża, zamieszkaliśmy razem a ja poczułam potrzebę i chęć ogromna posiadania dziecka.
W wieku 19 lat urodziłam pierworodnego, potem ślub, później urodziła się Myszorka teraz jest też Misiek.
Nie jestem lekarzem, nie poszłam na studia.
Słowa pana od niemieckiego sprawdziły się w 100%, jestem "kurą domową", wychowuję dzieci, zajmuję się domem, nie pracuję zawodowo, kariery nie robię ale jakoś mi to nie przeszkadza :)
Wręcz przeciwnie, czuję, że to jest mój czas i moje miejsce i choć znowu jest pod górkę i problemów się nawarstwia nie zamieniłabym tego mojego nudnego życia na inne.




poniedziałek, 24 sierpnia 2015

Uroki mojej gromadki :)

Starszaki chyba się dziś zmówiły, oboje dali nieźle popalić.
Cały dzień toczone wojny, krzyki.
Płacz i tylko mamaaaaa!
Interwencaj raz, drugi trzeci, piąty, dziesiaty...
Cholerka ileż można.
Matka nie wytrzymała.
Oboje rozdzieleni, jedno w jednym pokoju, drugie w drugim.
Jak na dworze jedno w piaskownicy to drugie na na drugim końcu ogródka.
Chwila ciszy, każde zajęło się sobą.
Do czasu kiedy najmłodszy wstał z drzemki.
Pozabijali by się o niego, nagle oboje koniecznie bawić się z nim muszą, ciąną go, prawie wyrywają sobie jak jakąś lalkę.
Pj nie, oboje do domu zgarnięci.
Koniec, ty czytasz, ty piszesz.
Najstarszy książkę w rękę dostał, córa zeszyt.
Liczę na chwile ciszy i co?
I jeszcze gorzej, najmłodszy wojcować im zaczął, ołówek podbierał, zeszyt wymiętolił i ryk.
Wyzywanie juz nie tylko siebie ale i najmłodszego.
WARIATKOWO!
I po co to wszystko się pytam?
Wieczorem kochane rodzeństwo.
Po kąpieli mały u siebie błogo zasnął.
Starszaki wspólnie w jednym łóżku bajke oglądali, gadali, śmiali się.
A teraz razem spią :)


Pierwsza dwukołowa bryka naszego smyka

A mowa o naszym rowerku biegowym.
Posiadamy dokładnie taki jak na zdjęciu
Rowerek był prezentem na roczek.
Przeznaczenie jego to 2-4 lata.
Nasz smyk pierwsze próby miał za sobą w wieku ok 19 mies.
Mając 20 mies. wiedział o co chodzi i coraz pewniej zaczął się przemieszczać.
Na dzień dzisiejszy ma 2 lata i miesiąc -  śmiga jak szalony.
Porównania z innymi rowerkami nie mam, ten bynajmniej sprawdza się u nas całkiem nieźle.
Jest lekki, nie raz na spacerze zdarzyło mi się go taszczyć.
Koła pankowe czy plus to nie wiem ale na wagę wpływają napewno, nam nie przeszkadzają zupełnie.
Na tych cudnych nierównych chodnikach bez problemu dają radę.
Regulacja siodełka i kierownicy.
Ogranicznik skrętu.
Hamulec, u nas na razie nieużywany.
I siodełko które na chwilę obecną jest minusem.
Nie jest wyprofilowane i zdarza się, że małemu papa zjeżdża.
 Nie jest to jakoś bardzo uciążliwe ale jednak.
Może jak pamka się pozbędziemy, lub inne portki to coś zdziała.
Na dniach spróbujemy.






piątek, 21 sierpnia 2015

Relacje braterskie


Najstarszy lat 10, najmłodszy 2 latka.
Różnica wieku spora, jednak nie przeszkadza aby były fantastyczne relacje między nimi.
Jeszcze będąc w ciąży najstarszy doczekać sie nie mógł na pojawienie się braciszka, z własnych zaoszczędzonych pieniążków kupił mu kocyk i pierwszą grzechotkę.
Po narodzinach trochę się zmartwiłam, Pierworodny podchodził z dystansem, na ręce wziąść nie chciał, nie pocałował, nie pogłaskał.
Siedział przy łóżeczku i patrzył - nic więcej.
Na szczęście z każdym kolejnym dniem było coraz lepiej.
Głaskanie po główce, przytulanie, chęć trzymania na rękach, pomoc przy braciszku bez mojego proszenia o nią.
Najstarszy stał się bardzo opiekuńczy.
Misiek miał go na każde zawołanie czyt. zapłakanie :)
Później zabawy, rozśmieszanie, wygłupy, noszenie na rękach i pierwsze kroki postawione od mamy w stronę brata.
Wszystkie te drobnostki sprawiły, że serce rośnie jak na Nich patrzę.
Tulą się i całują.
Chodzą na spacerach za rękę. śmieją się razem jakby jeden był zależny od drugiego.
Pierworodny jest jedyną osoba która nie została ugryziona bądź uszczypnięta przez najmłodszego bo Buba jest aja aja i w druga stronę, ten nie złości się na małego nawet gdy coś mu zniszczy czy zabierze.
I te roześmiane pyszczki gdy po dłuższym czasie się zobaczą.
Przywitanie po powrocie z wakacji nie z mamą a właśnie z bratem w pierwszej kolejności.
Mam nadzieję, że z biegiem czasu ya więź nie straci na sile tylko się wzmocni jeszcze bardziej.


Podsumowanie dnia :)

Miły dzień za nami.
Pobódka o 8.00, śniadanko i w drogę.
Zakupy wyprawkowe, wszystko skompletowane.
Zakupy lumpowe - dzieci szafa w szwach pęka.
Bank zaliczony.
Plac zabaw również.
Obiad na ogrodzie.
Kawa i pogaduchy w dobrym towarzystwie.
Przez 2 godz. 5 dzieci w domu - oj działo się.
Mnustwo śmiechów i zabawy.
Harce na dworze trwają do tej pory - dzieciaczki ani myślą aby do domu się zwinąć.
Nie wołam, nie naciskam w końcu jeszcze wakacje a ja się cieszę, że brygada woli po dworze buszować niż w domu przed tv lub komputerem.

P.s. Dziś najmłodsze dziecię znowu  w dzień spania nie zaliczyło.
Aż się boję, że wieczorne spanie ponownie potraktuje jak drzemkę.


czwartek, 20 sierpnia 2015

Nie po mojej myśli

Ręce opadają.
Wczoraj jak pisałam, dziecia spać nie polożyłam.
Bez problemu wytrzymał do 18.30.
Potem kolacja, kapiel i ok 20 kakao i lulu.
Dziecko spi, matka się cieszy.
Starszaki równie szybko padły po całym dniu na dworze.
Radośc moja jednak nie trwała zbyt długo, godz. 22.30 i gzub wstałwyspany, pełny energii.
Walczyłam z nim do późnych godzin nocnych, zasnął dopiero ok 2.00.
Wniosek mój taki, że wieczorne pójście spać potraktowł jak dzienną drzemkę.
Dziś jakimś cudem za to przysnął ok południa, raptem 1,5 h i już był na nogach.
Do 19 na dworze buszował,  po czym wzięłam, wykąpałam, kolację dałam i położyłam z myślą, że jednak zmęczony i zasnąć raczy.
A on co? Leży koło mnie na łóżku i ani myśli o spaniu, coś czuję, że o spokoju prędzej niż 22 nie mam co marzyć.
Czekam na początek roku szkolnego, gdzie obowiązkowa pobódka  o 6.30 będzie (a nie jak teraz 8-9), może najmłodszy zacznie inaczej funkcjonować.

środa, 19 sierpnia 2015

Czyżby koniec spania?

Chyba nadszedł czas na pożegnanie drzemki w dzień.
Do tej pory, kimki młodego były mi na rękę, 2-2,5 h to był czas który miałam dla siebie.
Ale już od jakiegoś czasu więcej złego niż pożytku z dziennego spania.
Drzemka była w coraz to późniejszych godzinach, moje próby wcześniejszego położenia kończyły się płaczem, uciekaniem z łóżka i dalszą zabawą w najlepsze.
A matka walczyła i walczyła po czym dziecko sie poddawało i w końcu zasypiało ale o której...
Zasnięcie o 15.30 to istne szaleństwo.
Wieczorkiem ślepka jak pięciozłotówki i energii na buszowanie całą noc.
I nawet kilku godzinne herce na dworze nie były w stanie wymęczyć dziecia tak aby zasnął o przyzwoitej godzinie.
Gdzie matka będzie miała trochę czasu dla ojca, chęci na długa kąpiel, czy jakiś film obejżeć a tak po zaśnięciu młodego czylo ok 23 padam ja.

Dziś dziecia nie polożyłam, do południa nie w głowie było mu spanie, po obiedzie stwierdziłam, że już za późno.
Na razie dzielnie się trzyma, 
Jak będzie z nocą to się okaże.
 Dopijam kawę i zmykamy z powrotem na dwór
Niech dzieciarnia się pożądnie wyszaleje bo po cichutku liczę na spokojny, długi wieczór...


wtorek, 18 sierpnia 2015

To będzie dobry dzień :)


6.00 rano, dziecię jak w zegarku budzi się, bierze cały niezbędny asortyment czyt. trzy podusie i kołderkę i wędruje do łóżka rodziców.
Ojciec wstaje, miejsce w wyrku robi, chwila przytulania, łaszenia się i mimo pogody dodatkowego grzania matki.
Pije kakao po czym błogo z powrotem zasypia przy maminym boku :)
Nie raz planuję aby w tym czasie dupsko podnieść, mam dobre 2 godziny aby ogarnąć cosik za nim cała brygada wstanie, kawę w spokoju wypić ale na planach w 90% się kończy.
Leżę przy najmłodszym, głaskam, tulę, patrzę i patrzę i patrzę i napatrzeć się nie mogę.
Lubię takie poranki :)

poniedziałek, 17 sierpnia 2015

Wielomatka to ja :)

Mama trójki dzieci.
W oczach innych, zmęczona, narobiona, zaniedbana.
Takie słowa padły nie raz w moim kierunku.
Że pewnie ciężko, ze czasu na wszystko brak,  wzrok politowania czułam na sobie nie raz.
Ile w tym prawdy, jak jest u nas?
Zmęczona  - pewnie, że tak, ale nie dziećmi :)
Narobiona - czasem też, ale kto nie jest?
Zaniedbana - hmmm, zależy co kto ma przez to na myśli, ja osobiście na co dzień lubię dżinsy, adidasy czy baleriny, szpilek nie nosze bo nie lubię, makijaż od święta, kiecka na jakieś wyjście ale czy to znaczy, że zaniedbana? Nie chodze w przetłuszczonych włosach, w porozciąganych dresach czy też w wymiętej, poplamionej bluzie :)
Ciężko jest - i owszem, zawsze pod górkę ale jakoś specjalnie nie jest to dla mnie powód do nażekania.
Brak czas - a w życiu! wszystko kwestia organizacji i zaangarzowania drugiej połówki w codzinne obowiązki.
Dla mnie to, że chłop pracuje nie zwalnia go z innych czynności.
Bynajmniej u nas tak jest.
Dzięki temu ja mam czas dla siebie, nigdy nie musiałam kąpać się w biegu z płaczącym dzieckiem pod drzwiami, jeść na szybcika, czy sprzątać po nocy.
Czas znajdzie się też na przyjemności, książkę, samotne wyjście na pogaduchy,

Najlepsze w takim gadaniu innych jest to, że słowa padają z ust osób nie posiadających dzieci, bądź takich co jedno mają i zawsze zastanawiam się skąd oni mają pojęcie jak jest.
Ja rozumiem, że nie zawsze kolorowo, nie raz sama w duchu przeklinam gdy setny raz podnoszę zabawkę z podłogi, albo gdy dzieciarnia toczy między soba wojny i słyszę tylko mamoooo....
Ja rozumiem, że nie każdy facek kwapi się aby coś w domu zrobić, uważa, że zarabia i na tym kończą się jego obowiązki.
Rozumiem też, że znajdzie się mamuśka która sobie poprostu nie radzi, 
ale to nie znaczy, że wszystkie mamuśki kilkorga dzieci należy wrzucać do jednego worka.
Dla mnie posiadanie dzieci daje i tak bilans na duży + a te drobne niedogodności są niczym w porównaniu ze szczęściem :)
Ale o tym innym razem.

Przedstawiamy się :)

Ja czyli mauśka, kura domowa, pani domu - to tak w skrócie.
Małżonek, ojciec moich dzieci, partner życiowy, "głowa rodziny"
Dzieciaczki  - sztuk 3 :)
Pierworodny lat prawie 10.
Corcia środkowa lat za jiedługo 7.
Najmłodszy potomek 2 lata.

Blog o naszej rodzince, głownie dzieciaczkach.

Zapraszam na kawkę i do dalszego czytania :)